Jak się nie stresować wystąpieniem w telewizji?

Wystąpienia przed kamerą telewizyjną budzą dużo emocji, bo ciągle jeszcze telewizja jest najbardziej nobilitującym medium i większość osób postrzega ludzi pojawiających się na ekranie za wartych słuchania. Utarło się, że do telewizji nie biorą byle kogo – choć nie jest to do końca prawdą, bo praktyka pokazuje, że:
No dobrze, nie przesadzajmy. Mądrzy ludzie też w telewizji się pojawiają i jest ich całkiem dużo. Ja też się pojawiam w telewizji i liczę na to, że widzowie zaliczają mnie do kategorii tych, których warto słuchać, a nie tych z obrazka pana Henryka Sawki 😉
Wystąpienia w telewizji mają też to do siebie, że mamy świadomość tego, że będzie nas oglądać więcej osób niż kiedykolwiek. Będzie też nas prawdopodobnie oglądać nasza najbliższa rodzina, babcie, sąsiedzi, nasi znajomi i ich znajomi – i wszyscy będą potem do siebie wydzwaniać i omawiać jak wypadliśmy. Będą nas oceniać. Been there, seen that. Dotyczy to zwłaszcza osób, które nie pojawiają się na wizji regularnie (czyli np. zawodowi dziennikarze mają z tym raczej spokój), tylko sporadycznie. Po moim pierwszym wystąpieniu w TV na żywo zostałam zasypana pełnymi ekscytacji SMSami i telefonami. Przy kolejnych było ich coraz mniej, mimo, że za każdym razem informowałam o tym na Facebooku, ludzie się po prostu przyzwyczaili do tego i nie było nic niezwykłego w zobaczeniu mnie w telewizorze.
Chcę się dzisiaj podzielić moimi sposobami na to, by nie stresować się wystąpieniem w telewizji. Być może komuś z was się przydadzą.
- Przygotowuję się. Myślę o kilku konkretnych zagadnieniach, o których chcę powiedzieć i zapisuję je hasłowo, niektóre słowa pogrubiam, podkreślam, itp. Łatwiej mi się przygotować w ten sposób, niż tylko pomyśleć, po prostu lepiej wtedy o nich pamiętam i zamiast mieć pustkę w głowie – mam w głowie obraz tego, co sobie wcześniej zapisałam. O tym jak się dobrze przygotować pisałam tutaj.
- Przygotowuję sobie odpowiednie ubranie. Wiecie jakie jest pierwsze zdanie jakie słyszę od kogoś, kto mnie widział w TV? „Ładnie wyglądałaś”. Naprawdę, mało kto zwraca uwagę na to, co mówimy. OK, osoby, które nas kompletnie nie znają może trochę nas słuchają, z naciskiem na „trochę”. Ale znajomi? Patrzą jak wyglądamy, jakie mamy ubranie i fryzurę, jak siedzimy, stoimy, co robimy z rękami, jak nam się układają oczy i usta (serio!), ewentualnie czy się gdzieś zatniemy, czy mówimy płynnie. Wygląd jest bardzo ważny w telewizji.
- Z poprzedniego punktu jasno więc wynika, że jeżeli będziemy bredzić, to jest spora szansa, że mało kto zwróci na to uwagę. A jeżeli nawet ktoś zwróci, to będzie to raczej obca osoba, która nie będzie miała jak wyrazić swojej opinii na temat naszego wystąpienia, poza tym zapomni ją jak tylko zejdziemy z ekranu. Nie przejmuję się więc tym, że mogę czasami coś powiedzieć nie do końca tak, jak chciałam. Co więcej – kiedyś w programie na żywo książkowo się zacięłam i przerwałam na parę sekund swoją wypowiedź, bo zobaczyłam, że prowadzący chodzi po studiu i robi jakieś nieoczekiwane ruchy. Z szoku więc zaniemówiłam, a kamera była wtedy centralnie na mnie. Po chwili tej dziwnej pauzy skończyłam swoją wypowiedź. Trudno, było, minęło. Nikt o tym nie pamięta, prócz mnie (bo ja wybitnie pamiętliwa jestem odnośnie swoich niedociągnięć 😉 ) Nawet nie wiem, czy ktokolwiek w ogóle zwrócił na to uwagę. Nie przejmuję się, że kolejny raz mogłoby zdarzyć się coś podobnego, bo wtedy też nikt prócz mnie o tym nie będzie pamiętał. Inna sprawa, że od tamtej pory wiem, że w każdej chwili może zdarzyć się wszystko, a ja muszę sobie poradzić cokolwiek by się nie działo. Pomaga w tym bardzo doświadczenie z teatru improwizowanego.
- Rozmawiając z dziennikarzem koncentruję się na nim i na tym, co mówi. Jeżeli są inni goście to słucham też ich. Nie pamiętam o kamerze, nie pamiętam o tysiącach telewidzów. Nie przygotowuję sobie w głowie odpowiedzi, którą za chwilę powiem. Na to miałam czas w domu. Teraz jestem przygotowana, ale słucham. To diametralnie zmienia podejście. Zamiast „występuję w tv i muszę dobrze wypaść” mam „człowiek mnie o coś pyta, muszę mu jak najlepiej odpowiedzieć”. Nie boję się szukać najlepszej odpowiedzi, jak mnie ktoś pyta na ulicy o drogę do dworca to też przecież nie boję się szukać najlepszej odpowiedzi.
- Różnica między programami na żywo i nagrywanymi wcześniej jest dla mnie żadna. I tak nigdy nie powtarzamy nagrania. Przygotowuję się identycznie do programu na żywo, jak do nagrywanego.
- Ignoruję drobne pomyłki, nie myślę o nich. Mówię tu o drobnych potknięciach słownych typu zmiana końcówki słowa, urwanie zdania, itp. Staram się nad tym pracować, by było takich rzeczy jak najmniej, ale jak się zdarzą – idę dalej. Nawet nie zawsze opłaca się poprawiać np. błędną końcówkę słowa, bo zdanie i tak jest zrozumiałe, a przy dodatkowym poprawieniu burzy się linię wypowiedzi i utrudnia słuchaczom odbiór.
- Dopuszczam możliwość porażki. Serio. Zaakceptowanie tego, że może się wszystko całkowicie posypać jest jednym z najważniejszych czynników radzenia sobie ze stresem związanym z wystąpieniami. Oczywiście nie chcę, by tak się zdarzyło, ale akceptacja nie oznacza dążenia do tego. Oznacza w tym wypadku danie sobie przyzwolenia na popełnianie błędów i bycie ocenionym negatywnie. Zatem choć robię wszystko, by tak nie było, to dopuszczam, że może mimo wszystko zdarzyć się tak, że wszystko powiem źle, będę wyglądać fatalnie, nie zrozumiem co ktoś do mnie mówi, będę tępo patrzeć w jeden punkt, nikt mnie już więcej nie zaprosi do żadnego programu, a moi znajomi i rodzina przed telewizorami będą się palić ze wstydu. Cóż, trudno. Istnieją gorsze nieszczęścia. I tak niedługo zapomną (patrz punkt 3).
Mam nadzieję, że powyższe sposoby będą dla was przydatne. Mnie pozwalają one utrzymać mój poziom stresu na poziomie około 2/10. Uważam to za najkorzystniejszy dla siebie poziom, bo nie jest on nawet do końca stresem, lecz ekscytacją związaną z wyzwaniem rozmowy przed kamerą. Bardzo lubię występować w TV i czerpię z tego dużą przyjemność. Jeżeli ktoś z was ma za sobą doświadczenia przed kamerą – napiszcie jakie są wasze sposoby radzenia sobie ze stresem, chętnie je poznam.
Zdaniem Blecharza – stalowe nerwy i opanowanie Malysza bierze sie z tego, ze przed startem mysli tylko o jak najlepiej wykonanym skoku. W tym momencie nie obchodzi go rywalizacja, ani nagrody, ani tez aplauz publicznosci.