Akceptacja ryzyka porażki
Gdybym miała jednym zdaniem określić co jest najważniejsze w walce z tremą przed wystąpieniem publicznym, pewnie powiedziałabym o tym, czego sama dowiedziałam się kilka lat temu na warsztatach z aktorstwa improwizowanego. Chodzi mi o zaakceptowanie ryzyka porażki. Wspominałam już o tym we wcześniejszym wpisie tutaj.
Nie ukrywam, jest to dość trudne. W dodatku każdy, komu to sugeruję, od razu reaguje niechęcią. No bo jak to, przecież jeżeli do czegoś się dąży i ma się na uwadze jakiś cel, to trzeba wręcz myśleć o tym, że uda się, na pewno się uda, choćby nie wiem co! Niestety, ale tak nie jest. Owszem, zwiększasz swoją szansę na sukces, gdy jesteś dobrze przygotowany, ale mimo wszystko i tak może ci się nie udać. A myśląc, że uda się na sto procent, tworzysz sobie większy powód do bólu, gdy jednak się nie uda. Bowiem czasem się uda, a czasem nie.
Niedawno widziałam w TV fragment wyborów Miss World, na których w samym finale prowadzący pomylił się i ogłosił Miss nie tę dziewczynę, którą powinien. Za chwilę poprawił się, ale ból odczuwany przez dziewczyny i przez samego prowadzącego był tak dojmujący, że czułam go ja, jako telewidz. Ciężko sobie wyobrazić bardziej spektakularną klęskę prowadzącego. Takiego typu wpadka może zdarzyć się każdemu. Zastanawiałam się jak czuł się później ten człowiek, jakich doznał konsekwencji, czy było to dla niego druzgocące, czy może jakoś przełknął gorycz i poszedł dalej. Warto mieć w sobie gotowość do tego, by w razie czego przyjąć porażkę „na klatę”, zaakceptować, że miała miejsce, wyciągnąć wnioski na przyszłość i iść dalej.
Co istotne, akceptacja ryzyka porażki nie oznacza, że oczekujesz niepowodzenia. Nie, to nie ma z tym nic wspólnego. Przygotowujesz się, wykorzystujesz najlepiej jak potrafisz swoje zasoby, atuty, dajesz z siebie sto procent. Ale to wszystko nie gwarantuje ci, że się uda. Może zwiększyć twoje szanse, ale nie daje gwarancji. W momencie, gdybyś nie dopuszczał do siebie możliwości niepowodzenia, byłbyś w pełni nastawiony na to, żeby dobrze wypaść, żeby „wygrać”. Cel pod tytułem „wygrać” przesłoniłby ci to, co w wystąpieniach jest o wiele ważniejsze: wystąpić najlepiej jak potrafisz. Jeżeli dopuszczasz, że może się nie udać – masz dystans, zmniejszasz napięcie, dajesz sobie pewien luz, dzięki któremu z mniejszym stresem podchodzisz do konkretnych działań. Masz wtedy lepszy dostęp do swoich zasobów intelektualnych, jesteś naturalniejszy, bardziej prawdziwy. Robisz, ile możesz, ale nie starasz się na siłę przeskoczyć tego, czego nie jesteś w stanie.
Im wyższa stawka, im bardziej na czymś ci zależy, tym trudniej zaakceptować ryzyko porażki. I tym bardziej ważne jest, by to zrobić. To taki paradoks: lepiej wypadasz wtedy, gdy wcale nie zależy ci na tym, żeby dobrze wypaść.
Jak nauczyć się akceptować ryzyko porażki? Mój sposób jest taki: zadaję sobie pytanie „Co absolutnie najgorszego może się stać, gdy mi się nie uda?” I odpowiadam sobie na to pytanie. Odpowiedzi mogą pojawić się różne. Np. „Ludzie pomyślą, że jestem idiotką”, „Nie dostanę żadnego więcej zlecenia od nich”, „Wyśmieją mnie”, itp. Każda z tych odpowiedzi nie jest czymś, z czym nie jestem w stanie żyć. Jestem w stanie żyć z tym, że ktoś mnie wyśmieje, pomyśli że jestem głupia, albo zrezygnuje ze współpracy ze mną. Nie ma tu odpowiedzi w rodzaju „Odpadnie mi głowa”, „Zachoruję”, czy „Padnę trupem”. Czyli jeżeli absolutnie najgorsza rzecz, jaka może się stać, nie jest na tyle zła, żebym nie była w stanie z nią żyć i jakoś sobie w tym życiu poradzić, to znaczy, że nie ma tragedii. Mogę zaakceptować takie ryzyko.
Jestem przekonana, że i tobie się uda.